Zdzisław siedział na wpół przytomny. Właściwie, trudno to było nazwać „siedzeniem”. Jego ciało opierało się bezwładnie na upierdzielonym po całodniowej imprezie stole. Widzisz komputer. Angielska wóda!
Stach jednak wczoraj przegiął... Na domiar złego, przez nowe okno wdzierał się przedziwny odór.
Widelec lekko zsunął się z otwartej puszki. Sieriodka znów smakowała jak dawniej. Zofia spała na tapczanie, obok leżał Stasiek, pijany w sztok.
Stach jednak wczoraj przegiął... Na domiar złego, przez nowe okno wdzierał się przedziwny odór.
Widelec lekko zsunął się z otwartej puszki. Sieriodka znów smakowała jak dawniej. Zofia spała na tapczanie, obok leżał Stasiek, pijany w sztok.
Ale o co tu chodzi ?! O te cztery tony we wtorek ?! A te dwanaście ton z zeszłego tygodnia ? A te osiem ton koksu ? A ten lofiks ? W głowie Zdzisława kłębiły się niepokojące myśli. Jedna z nich szczególnie nie dawała mu spokoju. Ktoś mnie orżnął… - powtórzył jakby sam do siebie, nie bez nutki smutku w głosie.
Okazuje się, że istnieje jednak klub droższy od naszego, zasadniczo.
I paradoksalnie – to jest nasz klub…
Okazuje się, że istnieje jednak klub droższy od naszego, zasadniczo.
I paradoksalnie – to jest nasz klub…
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz